Mała mieścinka, wybrałyśmy się tam z Dolores by nie siedzieć non stop w domu. Pudzian pracuje, Bart - jej współlokator zawiózł nas do St. Ives. Pochodziłyśmy po sklepach ale drogo, drogo, drogo. Jedyne co kupiłam to przedobrą herbatę zieloną z cytryną za 1,7 funta, ale na prawdę warto było. Co zwróciło moją uwagę to plakaty z twarzą kolesia aby nakleić na niego gumę - bardzo prowokacyjny pomysł - wielki szacun dla pomysłodawcy, szkoda, że u nas nie ma tego... np. z twarzą polityka;) Aaa muszę napisać, że dzisiaj jadłam pierwszy raz w życiu angielskie śniadanie zrobione przez wpółlokatora Bartka (Pudzian wróciwszy z pracy była bardzo zła, gdyż mieszka tu 6 m-cy i jeszcze nie jadła, łehłeh). Powiem szczerze dobre, ale za często nie mogłabym tak jeść bo za tłuste jak dla mnie i za dużo jak na raz (ale na kacu smakowało:) Energii dzięki angielskiemu śniadaniu by BART spokojnie starczyło na cały dzień.